28 paź 2012

tym razem zdążyłem






















 
 

I właśnie na dzień przed pierwszym śniegiem i chłodem zdążyłem. Koza nie jest piękna, przepalana wciąż śmierdzi jakąś chemią za to ma fajerki:). Szkoda tylko, że nie zdążyłem przygotować na zimę drewna, ale jak wiadomo nie można mieć wszystkiego.





 

23 paź 2012

czajniki, herbata i ekonomia









Kilka dni temu rozładowałem piec między innymi z tymi czajniczkami. Wiem, wszyscy, którzy widzą je po raz pierwszy są pewni, że to jakieś dziecięce zabawki. Rzeczywiście trudno nazwać je gigantami. W kolejności od lewej mają: 120, 90, 90 i 70 ml. A po co to komu? A na co to potrzebne? Jesteśmy przyzwyczajeni do picia herbaty w ogromnym kubku ewentualnie parzenia jej w jeszcze większym czajniku. Każdy sposób jest dobry. Wiele osób używa jednak takich naczyń. Dlaczego?  Można to oczywiście tłumaczyć tradycją sięgającą czasów późnej dynastii mandżurskiej i stylem gongfu. Tak naprawdę niewiele osób to jednak wzrusza. Można też, jak pewnie zrobiłby mój ukochany H.D. Thoreau, gdyby pijał herbatę, rzecz racjonalnie wyliczyć. Weźmy dzień dzisiejszy i Xiaguan Jia Ji Tuo Cha z 2001. Drogo, choć ciągle nie najwyższa półka - 100g kosztuje 60$. Na 100ml wody potrzebuję ok 5g. Tak więc przyrządzenie herbaty w czajniku 0,5l (25g) to koszt prawie 50zł. Ma ktoś ochotę? Bo ja jakoś nie bardzo. Można jednak inaczej. Zacznijmy tak: 5g kosztuje ok. 15zł. No dobra, ale to tylko 100ml. Mało (na trzech). Niezupełnie, bo ta tuo cha to całkiem przyzwoity puerh, więc w tych maciupkich czajnikach można go zalewać wielokrotnie. Dwa, trzy razy? nie, nawet piętnaście! Poniżej zdjęcie z drugiego dnia, straciłem rachubę ale więcej niż piętnaste. Ważne by nie zaparzać liści po kilka minut, ale stosować technikę szybkiego przelewania naparu zaraz po zalaniu liści wrzątkiem (takie niby gongfu). Można wtedy wypić 1,5l tej herbaty za 15zł czyli 10 razy taniej niż w tzw tradycyjny sposób. I zapewniam nie umniejsza to właściwości smaku i aromatu.





No to teraz nie odmówię sobie próbki "slow" ekonomii w wykonaniu mistrza:

Pewien znajomy tak do mnie powiedział: "Dziwię się, że nie odkładasz pieniędzy. Tak lubisz podróżować, mógłbyś wsiąść w kolej, pojechać dziś do Fitchburga i obejrzeć sobie okolicę." Ależ jestem na to za mądry. Przekonałem się, że najszybciej podróżuje się pieszo. Toteż odpowiedziałem mu: " Może spróbujemy, kto pierwszy tam dotrze. Odległość wynosi trzydzieści mil, opłata dziewięćdziesiąt centów. To prawie dzienny zarobek. Pamiętam, kiedy robotnicy przy budowie tej właśnie kolei zarabiali sześćdziesiąt centów dziennie. A zatem ruszam teraz pieszo i dotrę tam przed nocą; podróżowałem już w tym tempie przez tydzień. Tymczasem ty zarobisz na swój bilet i przyjedziesz tam jutro albo może dziś wieczorem, jeśli będziesz miał szczęście w porę dostać pracę. Zamiast iść do Fitchburga, będziesz pracował tu przez większą część dnia. Myślę, że gdyby kolej okrążała świat wciąż bym cię wyprzedzał. A co się tyczy oglądania okolicy i przeżywania tej podróży, twoją znajomość sprawy będę musiał całkowicie zignorować."
"Walden" tł. Halina Cieplińska










dopiero teraz zobaczyłem, że ten puerh jest też w ofercie FST za 169zł co zmienia co nieco powyższe wyliczenia. Nie zmienia jednak samej idei i ich sensu mam nadzieję:)
 







8 paź 2012

chawan z ręki




Przy okazji przygotowań do warsztatów "raku" musiałem sobie odświeżyć technikę, której używam rzadko. Nie, nie dlatego, że jej nie lubię po prostu na co dzień koło garncarskie jest wygodniejszym, szybszym, i bardziej a propos tego co robię narzędziem. Niby taka powtórka "z konieczności" a jednocześnie bardzo przyjemne doświadczenie. 
Lubię tu wszystko: pierwsze i ostatnie dotknięcie gliny , powtarzanie gestów znanych od początków ludzkości, skupienie i koncentrację w procesie i naturalną nieregularność w efekcie. Archetyp handmade:)









4 paź 2012

ładowanie



Dziś przypomniało mi się, że Marek prosił mnie kiedyś o zdjęcia ładowanego pieca. Nie wiem czy to ciekawe, ale korzystając z dzisiejszej okazji ...


 

"na biskwit" czyli na 900 st.C 

W skrócie: to pierwszy wypał. Wypał, który zmienia  glinę w ceramikę. 
Te wytoczone bądź wylepione przedmioty można by jeszcze wrzucić do miski z wodą, odzyskać cenny materiał, uratować świat przed nadprodukcją i bawić się dalej.
 Ale nie, ich los jest już przesądzony.
Po 6-7 godzinach zamienią się w brzęczący (choć jeszcze głucho), porowaty i chłonący wodę jak gąbka (raczej doniczka) materiał. Gotowy do poszkliwienia i wypalania ponownie. Drogi chwilowych współpasażerów rozejdą się wtedy: jedne pójdą do raku (1000 st) inne będą wypalone na kamionkę w piecu obok (1200 st) jeszcze inne poczekają dłużej - na miejsce w piecu na drewno (1280 st)





ups! korekta, okazało się, że miałem tego więcej ...












uwaga! to nie jest instrukcja wypalania, a piszący nie ponosi odpowiedzialności za skutki podjętych pod wpływem lektury działań 

1 paź 2012

mała porcelanowa czarka




Po tym jak po kilku latach ponownie zabrałem się do porcelany mam jedno subiektywne spostrzeżenie. Nie mam do niej serca. 
To dla mnie w pracy niezwykle niewdzięczny materiał. Nie daje takiej radości, poczucia wolności i spełnienia jak kamionka. Jest jak guma do żucia na garncarskim kole. 
Nie jest jednak tak prosto i jednoznacznie. Wysiłek i nuda bowiem zwracają się po wielokroć. Porcelana potrafi odwdzięczyć się potem, gdy już jest gotowa, wyjęta z pieca, wypełniona herbatą i światłem.
Profesor Trzeciak w swojej książce "Powieki Bodhidharmy" wysuwa przypuszczenie jakoby powszechność estetyki 'wabi' była przyczyną dla której porcelana w Japonii pojawia się później niż mogłoby to się stać biorąc pod uwagę jej położenie geograficzne i bliskie kontakty z Chinami i Koreą. To na pewno prawda, że nie jest dobrym medium dla naturalnych faktur, spękań, przypadku i asymetrii. Woli neutralność, chłodną doskonałość i powtarzalność  .







Tym razem z klasycznym oolongiem Zhi Lan Xiang Dancong i popołudniowym niedzielnym niebem.